No więc… takie rzeczy
tylko u nas. Ciepłe kraje musieliśmy sobie odpuścić ze względów
pogotowio-ratunkowo-szamańskich, nie będę się wdawała w szczegóły (chociaż
byłoby ciekawie). Postanowiliśmy więc (prawie) od razu przejść do następnego
punktu podróży, czyli kraj zimniejszy ale nadal ciepły. Szwajcaria. Czy
właściwie tylko Szwajcarii uroczy kawałek, małe miasto przy włoskiej granicy,
Lugano. Tu, po kilku godzinach jazdy samochodem, wakacje się skończyły, bo do
Lugano wybraliśmy się W Interesach, stąd też relacja będzie dosyć pobieżna.
Niestety, Lugano
gastronomicznie nas rozczarowało – przynajmniej jeśli chodzi o restauracje.
Liczyliśmy na chociaż jedną restauracyjkę z klimatem, gdzie można zjeść coś
miejscowego. Najlepiej w centrum lub jego najbliższych okolicach. Niestety –
jedyne (naprawdę JEDYNE) przyzwoite miejsca, w których można było usiąść i zjeść
to pizzerie i spaghetterie - dla nas chleb powszedni. Był sens wydawać
40franków (ok.130zł!) na pizzę? Nie, nie było sensu.
Tak więc kolejno
wybraliśmy się:
- na kanapki do budki z
kebabem, której nawet nie ma na mapie
- do stołówki w Ikei (ch Lugano Sud)
- do bardzo dobrze
zakamuflowanej stołówki (ch Manor w centrum miasta)
- do meksykańskiej
restauracji Dona Juarra, w której ceny zdecydowanie nie odpowiadały jakości
jedzenia, wystroju i obsługi, ale byliśmy tak głodni, że doszliśmy do tego
wniosku dopiero dzień później.
Ogólnie rzecz biorąc,
przeciętny turysta ma bardzo małe szanse na to, by znaleźć powyższe miejsca lub nie zbankrutować (albo przynajmniej nie mieć moralnego kaca, że wydał
tyle kasy na średniej jakości jedzenie). Zastanawiamy się, co można zjeść w restauracjach,
znajdujących się lekko poza centrum, które u szczytu turystycznego sezonu były
pozamykane…
Jak już pisałam – bardzo
pobieżny opis. Ale Lugano to takie miejsce, które niezbyt często znajduje się
na liście tych, które chciałoby się zwiedzić, więc uważam, że wdawanie się w szczególniejsze
opisy nie ma sensu :) Piszę jedynie, by dać ogólną ideę z punktu
widzenia miłośnika jedzenia „na mieście”.
Żebyście nie myśleli
o Lugano brzydko, dodam, że to naprawdę bardzo ładne, spokojne (mimo wielu
nieprzyzwoicie bogatych turystów) miasteczko. Ludzie są na pierwszy rzut oka
przemili (ale ile można się nauczyć o ludziach w cztery dni?), na pewno
przyjemnie się tam mieszka (wiele inicjatyw przeznaczonych głównie dla
mieszkańców: letnia mobilna biblioteka w parku, koncerty, seanse kina letniego, degustacja piw zagranicznych, to wszystko tylko podczas naszego krótkiego
pobytu tam, a długaśne listy z nadchodzącymi wydarzeniami towarzyskimi - jednorazowymi i cyklicznymi - rozwieszone były po całym mieście). Jest gdzie usiąść i na co popatrzeć (wąski
bulwar spacerowy wzdłuż brzegu jeziora), można wynająć (w stosunkowo
przystępnej cenie!) rowerek wodny lub łódź motorową. Można wjechać kolejką na
Monte Brè (następnym razem, czas trochę nas ograniczał). Można na nią wejść o
własnych nogach (opcja, którą chętnie bym wybrała, gdyby nie leń pasożytujący
na Kochanku). Do tego bardzo, ale to bardzo dobrze zaopatrzone supermarkety (i
nie mam tu na myśli miejscowych produktów typu czekolada czy sery, bo to
oczywiste) – udało nam się zrobić tylko szybki spacer pomiędzy regałami, ale to
wystarczyło, by umiejscowić szwajcarski COOP na szczycie listy najlepiej
zaopatrzonych supermarketów (niestety, na moje nieszczęście włoskie widnieją na samym końcu…).
Liberty Ale - sosnowo-cytrusowe piwo ze
Stanów Zjednoczonych, sączone przy okazji wyżej wspomnianej degustacji
Kawałek wystawy sklepu,
obok którego okazję mieliśmy przejść jedynie 15 sierpnia (=zamknięte)
Jeden z naszych
nielicznych nabytków: przepyszna czekolada mleczna z solonym karmelem
Precle – dla miłośników
słonych przekąsek. Ja do nich nie należę, więc wszystkie precle minus jeden wszamał
w drodze powrotnej Kochanek
Zaszokowała mnie cena pizzy! Ale mimo braku niedrogich, miłych knajp miasteczko i tak wydaje się być bardzo urokliwe :)
OdpowiedzUsuńLugano jest bardzo urocze :) My spędziliśmy w nim tylko chwilę zmierzając w kierunku Włoch, ale bardzo nam się podobało.
OdpowiedzUsuńCo do cen to wystarczy jedno słowo - Szwajcaria. Niestety, w tym kraju knajpki są naprawdę drogie, a że w te wakacje spędziliśmy tam prawie dwa tygodnie u siostry mojego L. to wiemy, że jest tak wszędzie. Ceny mają podobne jak w Polsce, tylko, że we Frankach, czyli dla nas nie do przejścia.
my mieszkamy we Włoszech więc niby powinno nam być łatwiej przejść koło tych cen, ale nawet mój D. był w szoku :) no i - ceny może fakt przełożone ilościowo na franki, tyle, że tam najniższa pensja to 3000f, a nie 900 ;)
UsuńS.B.,
OdpowiedzUsuńBardzo fajny opis Waszego wyjazdu do Lugano.
W Szwajcarii byłam tylko raz i to tylko "przesiadkowo" na lotnisku, ale dużo słyszałam o tamtejszych cenach. Dlatego Twoja relacja dotycząca cen mnie zupełnie nie zaskoczyła :)
Byłam w szoku, że COPP jest tak dobrze zaopatrzony. Pamiętam ten sklep właśnie z wizyty we Włoszech i był dużo poniżej przeciętnej.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
E.
mnie same ceny nie zaskoczyły aż tak bardzo co fakt, że poza pizzą i innymi włoskimi specjałami nie ma zbyt wielkiego wyboru. gdybyśmy znaleźli fajną restaurację z miejscowym jedzeniem, z przyjemnością wydalibyśmy te 40franków na osobę :)
Usuńco do COPP i ogólnie supermarketów, sprawdziła się moja teoria: im bogatsza kuchnia miejscowa, tym większa jednolitość na sklepowych półkach. we Włoszech można sobie pomarzyć o 7 rodzajach curry, które znaleźliśmy w szwajcarskim COPP'ie :)
o jak Ci zazdroszczę! piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń