Kryzysowe bo kosztują
niewiele. Bo sprawdzą się, kiedy napada nas latem kryzys w diecie. I jeszcze dlatego,
że ich główny składnik pochodzi z kryzysowej szuflady (tzn. tej, gdzie trzymam
składniki na okazje „robić się nie chce, ale jeść trzeba”). Kiedyś szuflada
pękała w szwach, bo nie od zawsze lubiłam siedzieć w kuchni. Ale teraz
stopniowo ją opróżniam - jej zawartość nie jest mi już potrzebna, trzeba zrobić
porządek, a najbardziej bo (miejmy nadzieję) szykuje mi się przeprowadzka, a
chciałabym się przeprowadzać z jak najmniejszą ilością tobołków. Tak więc do
dzieła. (pomysł: własny :)
składniki (4 sztuki)
galaretka owocowa (u mnie
truskawkowa)
wrzątek – w ilości mniej
więcej 3/5 tej wskazanej na opakowaniu (u mnie powinno być 0,5l, więc użyłam
0,3l)
patyczki do lodów – kryzysowo
użyłam plastykowych widełek
Galaretkę zalać
wrzątkiem, mieszać aż się rozpuści, odstawić do wystygnięcia. Przygotować
naczynie (u mnie keksówka o długości 26cm): lekko nawilżyć wodą dno i boki* a
następnie wyłożyć folią spożywczą. Wystudzoną galaretkę przelać do keksówki a
wstawić do lodówki. Kiedy całkowicie stężeje, wyciągnąć ostrożnie z naczynia i
pociąć na równe części. W każdą wbić patyczki do lodów (chociaż widełki
sprawdzają się świetnie). Układać na płaskim naczyniu – najlepiej również wyłożonym
folią spożywczą. Wrzucić do zamrażalnika na przynajmniej 5-6 godzin.**
*ułatwia to wykładanie
folią spożywczą, która dzięki temu ładnie przylega
**Na powierzchni utworzy
się lodowa „skorupka”, która wygląda dosyć ciekawie, ale pozbyłam się jej polewając
loda przez moment ciepłą wodą
Bardzo dobry pomysł i świetnie wygląda. ;-)
OdpowiedzUsuńsmaki mojego dzieciństwa. :) pycha.
OdpowiedzUsuńŁał, genialny pomysł :) W życiu bym na to nie wpadła.
OdpowiedzUsuńGalaretkowy lód? Ale ciekawy pomysł! Ja wczoraj chciałam zrobić roladę biszkoptową z galaretką - nie wyszła i na razie mam dosyć galaretki:)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, idealne na trwające wciąż upały :)
OdpowiedzUsuńłał, to ma być kryzysowy lód? :D
OdpowiedzUsuńw takim razie też chcę takie kryzysy w kuchni, bo wyszły Ci ślicznie różowe cudeńka, a to już samo utorowało drogę do mego serducha. <3 :)