piątek, 21 grudnia 2012

Post przedświąteczny


Nie mam absolutnie talentu do składania życzeń, więc napiszę jedynie, że życzę Wam wesołych Świąt, żeby łasze domy pachniały piernikami i całą resztą świątecznych przepyszności, żeby spadło choć trochę śniegu i żebyście spędzili czas w gronie - rodziny czy przyjaciół, jak tam sobie chcecie - a nie w samotności. I żeby ten czas był spożytkowany nie tylko na leniwe leżenie przed telewizorem, a na coś co na prawdę lubicie robić razem.

Zdjęcie niestety mało ma wspólnego z rzeczywistością zza okna, ale kto wie? Miłej krzątaniny :*

sobota, 15 grudnia 2012

Bezowe choinki


Łatwiutkie, szybkie i przeurocze :)

Przepis na “bezowy” krem z Moich Wypieków.

sklładniki (4 choinki)
spód wg uznania – u mnie suche biszkopty nasączone mlekiem
1 białko
0,6 szklanki cukru
3 łyżki wody
posypki, cynamon, kawa, smarties

Kokilki wyłożyć wybranym "spodem" (mogą to być owoce, skruszone ciastka itd.) - ja pokruszyłam suche biszkopty i zalałam je odrobiną mleka. Następnie pod każdą choinkę wrzuciłam "prezent" - do jednej kokilki wsypałam trochę smarties, do kolejnych odrobinę cynamonu/czekolady/kawy rozpuszczalnej.
Przygotować bezową piankę. Białko, wodę i cukier miksować przez minutę, po czym miksować jeszcze 10-12 minut w kąpieli wodnej (aluminiową miskę z białkiem umieścić na garnuszku z gotującą się na małym ogniu wodą tak, by dno miseczki nie dotykałopowierzchni wody). Masa z białka bardzo zgęstnieje. Kiedy skończymy, przełożyć krem do rękawa cukierniczego i wycisnąć do każdej kokilki. "Choinki" udekorować i schłodzić w lodówce.


wtorek, 11 grudnia 2012

Zapiekany budyń z wszystkim co świąteczne :)


Wiem, że z blogiem u mnie ostatnio nie najlepiej... mogę co prawda obiecać rychłą poprawę, jak poprzednio, ale spłynęłoby to prawdopodobnie na niczym, bo brak czasu podejrzewam będzie doskwierać mi jeszcze przez dobre kilka miesięcy. Ale to jest dobra rzecz!

Tymczasem, trochę na odczepnego, zapiekany budyń, do którego dodać można wszystko co słodkie i co kojarzy się Wam ze Świętami. U mnie obowiązkowo żurawina, mandarynki I cynamon...

składniki
obrane (z tej cieniutkiej skóreczki też) mandarynki
trochę suszonej żurawiny
mleko
śmietankowy budyń w proszku
cukier
cynamon
biszkopty

Biszkopty skruszyć i wrzucuć do kokilek razem z mandarynkami i żurawiną. Budyń rozpuścić w mleku (proporcja: łyżka budyniu na pół szklanki mleka), posłodzić według uznania. Rozlać mleko do kokilek, posypać cynamonem i zapiekać 20 minut w nagrzanym do 180 stopni C piekarniku. Podawać na ciepło!

środa, 21 listopada 2012

Akcja: Ramekin! Świąteczna edycja.

Święta tuż tuż a nasze kokilki kurzą się od dobrych paru miesięcy. W związku z tym proponuję reedycję Akcji Ramekin! Spodziewam się pysznych, rozgrzewających słodkości pachnących cynamonem, tradycyjnych polskich potraw wigilijnych odkrytych na nowo dzięki kokilkom i wszechobecnego Świątecznego Nastroju! 
Życzę wielu magicznych przepisòw!!!

Tu link do podsumowania poprzedniej akcji :)

A tu kod banerka :



Kod należy skopiować i wstawić na swoją stronę.
Akcja: Ramekin! Świąteczna edycja.


poniedziałek, 12 listopada 2012

Pomysł na... uśmiech w 15 minut


Działa, sprawdzone przeze mnie jakieś trylion razy, dawno dawno temu.
Odgrzebany “przepis” z dzieciństwa, kiedy miało się wiele problemòw i smuteczkòw.

składniki (na jeden duży uśmiech)
1 spory dojrzły banan
kilka kostek czekolady

Skòrkę banana rozciąć wzdłuż, po bokach upchnąć kostki czekolady, zawinąć w folię aluminiową. Wsadzić do zimnego piekarnika, włączyć na 10minut, nastawić na 100stopni. Wyciągnąć. Zajadać.   


środa, 7 listopada 2012

Carrot Cake na grymaśną pogodę


W tym tygodniu meteorologiczne zawirowania zaskoczyły nawet mnie – wiecznie przygotowaną na wszelkie ewentualnosci... śnieg, wiosenne 15 stopni następnego dnia, ulewny deszcz kolejnego... Do tego przynajmniej trzy dyrastyczne zmiany pogody dziennie, Zeby nie było... i stąd właśnie carrot cake: pachnące świętami, rozwesela pochmurne, jesienne dni wiosenie lekką i świezą jogurtowo-serową polewą.

składniki (tortownica o średnicy ok 26cm lub 12 muffinek)

ciasto:
1,5 szklanki mąki pszennej
0,5 szklanki cukru
0,5 szklanki oleju
2 jaja
szklanka startej na grubych oczkach marchewki
łyżka gorzkiego kakao
łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka przyprawy do piernika
szczypta soli
odrobina masła i bułki tartej do wysmarowania i posypania tortownicy

polewa serowo-jogurtowa:
4 łyżki podwòjnie mielonego twarogu
3 łyżki jogurtu naturalnego
2 łyżki cukru pudru
opcjonalnie: wiòrki kokosowe

Białka jajek ubić na sztywno dodając stopniowo cukier. Następnie, nie przerywając miksowania, dodać olej i żòłtka. Na samym końcu dodać startą marchew oraz mąkę wymieszaną z suchymi składnikami, wymieszać. Gęstą masę rozsmarować po natłuszczonej i obsypanej bułką tartą tortownicy. Piec w 180stopniach C przez ok 20minut (do suchego patyczka).
Przygotować polewę serowo-jogurtową: twarożek, jogurt i cukier puder zmiksować na jednolitą masę. Polać nią ostudzone ciasto. Opcjonalnie posypać wiòrkami kokosowymi.



czwartek, 1 listopada 2012

Kajmakowo-śliwkowy “sernik” na kwaśnej śmietanie


To miała być pierwsza rzecz do przyszykowania po powrocie do Polski ale trochę mi się zapomniało więc jest teraz. Puszysty i wilgotny, olbrzymi, idealny na rodzinne spędy.

składniki (forma 20x30cm i <)

kruchy spòd (ten lub wasz ulubiony):
350g mąki pszennej
140g pokruszonych herbatnikòw BeBe
1 łyżeczka proszku do pieczenia
5 łyżek cukru pudru
6 żòłtek
150g masła

masa “serowa”:
6 białek
110g cukru
200ml gotowej masy kajmakowej (leN!)
990g kwaśnej śmietany 18%
1 budyń smietankowy
0,5 łyżeczki ekstraktu waniliowego
szczypta soli
śliwki pokrojone w ćwiartki do wyłozenia spodu

polewa śliwkowo-kajmakowa:
200ml gotowej masy kajmakowej
3-4 śliwki


Składniki na ciasto kruche zagnieść dokładnie, poczym wylepić nią formę wysmarowaną wcześ niej masłem i przesypaną bulką tartą.

Przygotować masę “serową”: zmiksować śmietanę z budyniem, ekstraktem i masą kajmakową. W osobnej misce na sztywną pianę ubić białka z cukrem i szczyptą soli. Dodawać masę śmietanową delikatnie mieszając do całkowitego połaczenia. Wylac na spòd wyłozony ćwiartkami śliwek. Piec w piekarniku nagrzanym do 170 C przez około 35 minut po czym zmniejszyc temperaturę do 150 C i piec jeszcze 20 minut. Po tym czasie zostawić sernik w wyłączonym piekarniku z uchylonymi drzwiczkami na 10 minut. Odstawić do wystygnięcia.

Resztę śliwek pokroić i potraktować blenderem do uzyskania musu. Wrzucić na patelnię, dodać resztę masy kajmakowej, podgrzać, odstawić do lekkiego wystygnięcia. Rozsmarować polewę na wystygniętym serniku. Ciasto przechowywać w chłodnym miejscu bądź w lodòwce.


niedziela, 28 października 2012

Murzynek na pierwszy śnieg



Rozpisywać się nie będę, bo nie ma o czym: ci, co lubią śnieg i lubią murzynka wiedzą, że mało jest na świecie rzeczy lepszych od oglądania padającego śniegu przez okno i równoczesnego zajadania się czekoladowym ciachem :)

składniki (forma ok 30x25)

180g miękkiego masła
150g czekolady deserowej
220g cukru
3 jajka
380g mąki
3 łyżeczki proszku do pieczenia
300ml mleka
ekstrakt z wanilii

Mleko podgrzewać z masłem na małym ogniu do całkowitego rozpuszczenia, po czym odczekać aż odparuje i dodać czekoladę z cukrem, wymieszać. Jaja z mąką, proszkiem do pieczenia i wanilią zmiksować na gładką masę, dodać przestygniętą masę czekoladową. Przelać do wysmarowanej masłem i przesypanej bułką tartą formy. Piec ok 55min w temperaturze 190stopni C.

niedziela, 21 października 2012

Cynamonowe paluszki


Na początku pobytu w Krakowie nie miałam czasu na pieczenie, teraz szczęsliwie nauczyłam się znajdywać godzinkę raz na kilka dni. O wiele gorzej bywa z czasem na robienie zdjęć i pisanie na blogu. Przykro mi niezmiernie z tego powodu, bo było to swojego czasu moim osobliwym uzależnieniem i tęsknię :)

składniki
ciasto francuskie
cynamon
cukier
mleko

Ciasto francuskie wysmarować mlekiem za pomocą pędzelka, posypać cynamonem oraz cukrem. Płat ciasta pociąć w paski wg uznania (u mnie ok 1,5cmX8cm) po czym każdy pasek skręcić cynamonową stroną na zewnątrz. Piec w 190stopniach przez 10-15minut.



niedziela, 14 października 2012

Na leniucha...


...czyli podstawowy przepis na muffinki. Nie chodzi o to, że brak mi weny, bo jest wręcz na odwròt. Ale cierpię ostatnio na chroniczny brak czasu i nieprędko się to zmieni. Mam nadzieję, że nauczę się chociaż lepiej rozporządzać tym, ktòry mam. Tymczasem łapię się za proste przepisy, a wyszukane pomysły lądują w specjalnym zeszyciku.

składniki (12 sporych muffinek)
2 szklanki mąki
½ szklanki cukru
1 szklanka mleka
1 jajo
115g rozpuszczonego masła
1 łyżka proszku do pieczenia
(dodatkowe składniki do wyboru)

W rondelku na wolnym ogniu rozpuścić masło. Mąkę i proszek do pieczenia przesiać do jednej miski. W osobnym naczyniu ubić jajo z cukrem i mlekiem, po czym dodać rozpuszczone, przestudzone masło. Połączyć z mąką i zamieszać tak, by pozostały widoczne grudki maki. Nakładać do foremek na muffinki, piec w 200stopniach przez około 20minut. 


środa, 26 września 2012

Mini Apple Tarts Survival - po przerwie

Wrzesień nie należał do najpłodniejszych kulinarnie miesięcy... przeprowadzka, brak kuchennych sprzętów i tak dalej. Ale teraz postaram pojawiać się już trochę częściej – tak strasznie brakowało mi pieczenia! Sprzętów nadal nie mam – ani wagi, ani standardowych szklanek nie uświadczysz, więc robiłam wszystko na oko. Foremki do tarteletek kupiłam, mimo, że pakując wszystkie moje kuchenne osprzętowanie, zaklinałam się, że przez najbliższe pół wieku nic z kategorii sobie nie kupię... cóż, w takich sytuacjach nie powinnam brać się na serio :)

składniki (6 sztuk)
ciasto kruche
1 szklanka mąki pszennej razowej
2 żółtka
120g masła
2/3 szklanki cukru
jabłka z cynamonem
3 pokrojone w kosteczki jabłka
2 łyżki cukru
1 łyżeczka maki
szczypta cynamonu

Przygotować ciasto kruche: dokładnie zagnieść składniki i odłożyć je na pół godziny do lodówki. Pokrojone jabłka wrzucić na patelnię i podsmażyć razem z cukrem, mąką i cynamonem. Foremki do tartaletek wysmarować masłem i wysypać mąką/ bułką tartą. Schłodzone ciasto podzielić na 6 kulek i podogniatać równomiernie do foremek. Pokrojone i podsmażone jabłka porozkładać do tartaletek. Piec ok 35 minut w 140stopniach. Z foremek wyciągać najlepiej lekko – acz nie całkowicie – ostudzone (wtedy wyskakują najłatwiej).

wtorek, 4 września 2012

Tiramisù w waflu


Do tiramisù przyczajałam się już od dawna. Ostatecznie, pożegnanie z Italią wydaje się być dobrą okazją do tego, by w końcu je zrobić. Zwłaszcza, że - jak już pisałam wczoraj – muszę wyczyścić szafki z zapasów. W zapasie były wafle i kakao...
Ze względu na to, że porcje są na prawdę małe, moją wersję można prawie nazwać dietetyczną, co oczywiście jest plusem. Do tego jest wygodna, spokojnie można wziąć wafla w łapkę i jeść jak loda – nic nie wypływa ani nie wyskakuje znienacka, choć się tego obawiałam.

składniki (7 małych porcji)
7 wafli do lodów
100g deserowej czekolady
85g mascarpone
1 jajo
2 łyżki cukru
szczypta soli
1 espresso
40g ciastek savoiardi
kakao do posypania

Przygotować wafle: czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i pędzelkiem wysmarować nią wnętrze wafelków (jest to konieczne, bo bez czekolady wafle zmiękną). Włożyć je do lodówki, by czekolada szybciej stężała.
(jeśli nie posiadacie stojaczka do lodów, w górze dosyć wysokiego kartonu zróbcie dziury)
Savoiardi ponamaczać w espresso, odrobinę bardziej niż w klasycznym tiramisù, ale nie mogą być też całkowicie przemoknięte. Przygotować krem: mascarpone, 1 łyżkę cukru oraz żółtko zmiksować na gładką puszysta masę. Białko ubić na sztywno ze szczyptą soli dosypując po odrobinie resztę cukru. Połączyć delikatnie obie masy.
Posadzić wafelki w stojaku do lodów (/kartonie). Savoiardi porozdzielać na kawałki i po kolei: upychać kawałek do wafla, zalewać łyżeczką jajecznej masy, kawałek ciastka, łyżeczka masy – aż do brzegu. Wstawić do lodówki na 12 godzin. Posypywać kakao tuż przed podaniem.



poniedziałek, 3 września 2012

Informacje ze świata!


Ogłaszam, że chwilowo będę zmuszona zrezygnować z wytrawnego kącika na moim blogu. W sierpniu miałam trochę nerwowo-pozytywnych zawirowań, czego skutkiem będzie ograniczona ilość czasu we wrześniu. I ograniczone pole do popisu. W związku z moją już na 100% pewną przeprowadzką (hurra!), jestem tak nerwowa, że jem obiad tylko po to, by mieć siłę na denerwowanie się przez resztę dnia :) Nie mówiąc już o tym, że muszę pokończyć wszystkie zamrażalnikowo-szafkowe zapasy, więc często jem to, na co tak na prawdę nie mam ochoty...
Jedno (mam nadzieję) nie zmieni się mimo mojego braku czasu – przeprowadzka przeprowadzką, ale coś słodkiego na śniadanko trzeba zjeść. Choćby świat się walił. Tak więc uchylam Wam rąbka jutrzejszego wpisu!  
(górne zdjęcie - zmiana czcionki na nim jest wynikiem nieudanego eksperymentu Kochanka, który w przypływie komputerowego natchnienia postanowił zainstalować mi włoską wersję Linuxa. Z Linuxem się nie zaprzyjaźnimy, choćby dlatego, że mój program graficzny jeszcze nie działa, a brak polskich znaków sprawił, iż post ten powstawał na prawdę bardzo długo...)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Co lubisz najbardziej?


To jest bardzo spóźnione urodzinowe ciasto. Prawie niemożliwe, że mam dwumiesięczny obsuw. Ale w dniu urodzin Kochanka miałam 40stopniową gorączkę, a później to on siedział cały czas w domu na zwolnieniu chorobowym, a co to za urodzinowe ciasto bez niespodzianki? W końcu, po dwóch miesiącach absolutnej nierozłączności, musiał wyjść coś załatwić. Po dwóch miesiącach, zaległego urodzinowego ciacha w ogóle się nie spodziewał :)

Ciasto było wynikiem przemyśleń. I tak powstała zabawa w robienie „co lubisz najbardziej”. Najczęściej sięgamy po przepisy. A czasami warto o nich zapomnieć, a zamiast tego przysiąść i spisać trzy rzeczy, które lubimy najbardziej. Niekoniecznie co lubimy najbardziej zawsze, działają też okresowe fascynacje. Obecnie Kochanek uwielbia banany, ma też fazę na Nutellę (stąd muffinki z Nutellą, nie mogłam mu pozwolić zjeść całego, ponad siedmiusetgramowego słoja). Polubił też serniki, najbardziej te kremowe, na zimno, bez żelatyny, z mascarpone. I tak powstał sernik na zimno z kremem bananowym i kremem z Nutelli.
Już kiedyś bawiłam się w coś podobnego – dla siebie, tutaj.

składniki (keksówka o długości 26cm)
spód
200g ciastek (użyłam zbożowych kakaowych, dosypałam odrobinę płatków chockapic)
90g miękkiego masła
krem bananowy 
2 małe banany
2 łyżki kremówki
2 łyżeczki proszku na budyń śmietankowy
krem orzechowy
250g mascarpone
150g Nutelli

Ciastka pokruszyć na bardzo drobno i wyrobić z masłem na w miarę zwartą masę. Keksówkę (lub tortownicę) wyłożyć papierem do pieczenia, po czym z ciasteczkowej masy uformować spód, tworząc wyższe brzegi. Schłodzić przez 10min w lodówce.
Banany rozgnieść, wrzucić do rondelka, dodać kremówkę wymieszaną z proszkiem na budyń, podgrzać i odstawić do wystygnięcia. Wyłożyć masę bananową na ciasteczkowy spód i rozprowadzić równomiernie, po czym przykryć keksówkę folią spożywczą i wsadzić ponownie do lodówki.
Przygotować masę z Nutellą: mascarpone i Nutellę zmiksować razem do powstania jednolitej masy. Krem rozprowadzić na wierzchu bananowej warstwy. Ciasto w lodówce, przykryte folią spożywczą.

Jak często mi się zdarza, twór nie wygląda przeatrakcyjnie, ale smakuje bosko, więc mu wybaczamy :)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Muffiny z Nutellą!


O te muffinki suszono mi głowę od momentu kupienia foremek, czyli bardzo dawno temu, ale wyleciały mi z głowy. A później powstała długa lista przepisów na muffinki i babeczki, a ten na muffinki z nutellą zaginął gdzieś po środku. Mignęły mi gdzieś ostatnio i postanowiłam dłużej ich nie odwlekać. Boskie. Z nutellą smakuje wszystko. Do tego przepis na ciasto też jest bardzo dobry – wychodzi takie, jak lubię: z chrupiącym wierzchem, w środku miękkie i mokre, trzyma 2 dni. Do wykorzystania w innych kombinacjach.
Przepis stąd.

składniki (12 sztuk)
140g miękkiego masła
160g cukru
3 jaja
aromat waniliowy
200g mąki
szczypta soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Nutella

Masło miksować z cukrem przez 2 minuty, dodać jaja i wanilię. W osobnej misce wymieszać suche składniki - mąkę, sól, proszek do pieczenia. Dodawać partiami do jajecznej masy. Nakładać do muffinkowych foremek do około 3/4 wysokości. Na koniec do każdej dodać około 1½ łyżeczki Nutelli i wykałaczką bądź patyczkiem do szaszłyków robić spiralki. Piec 20-25 minut w temperaturze 165stopni.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Blondie w różowym nastroju


Chwalicie się czasem, na kulinarnych blogach, swoimi kuchniami, nowymi nabytkami, kotami :) to i ja się pochwalę! Jedną z niewielu rzeczy, które mi wyszły w życiu poza kuchnią jest mój najinteligentniejszy i najpiękniejszy pies rasy pinczerXchihuahua :) Poznanie mojego psa powinno być pierwszym krokiem do poznania mnie… ale jest na odwrót. Kto mnie zna, ten wie, że nie jestem osobą, która jest potencjalnie zdolna do przepadania za małymi psami. Owczarek niemiecki – o tak. Nowofundland – to rozumiem. Wyżeł. Ewentualnie bokser, może husky z jakiegoś inteligentnego szczepu. I prawda jest taka, że pinczerXchihuahua nie był w planach. Wyszło jak wyszło, jak zwykle na opak. Całe szczęście!


Zdjęcie dodane na prośbę :)

W ramach bonusu po kawałku blondie z różowymi lentylkami dla każdego :) 


Wątpiłam, kiedy okazało się, że nie zawiera czekolady. Ale to lekko ciągnące się wnętrze jest po prostu obłędne! 

składniki (20x15cm)
75g masła
190g brązowego cukru
1 jajo
aromat waniliowy
165g mąki
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
0,25 łyżeczki soli
szczypta sody
pół szklanki lentylków

Masło i cukier podgrzać do zawrzenia i gotować na małym ogniu - cały czas mieszając - jeszcze około 3 minuty, odstawić do całkowitego wystygnięcia. Jajo ubić do puszystości z wanilią, dodać do cukru, zmiksować. Odstawić na 10 minut (w tym czasie cukier się lekko rozpuści w jajku), zmiksować ponownie. Dodawać partiami mąkę wymieszaną z sodą, proszkiem do pieczenia i solą. Naczynie żaroodporne bądź formę wyłożyć papierem do pieczenia i rozsmarować na nim równo bardzo gęste ciasto. Posypać lentylkami*. Piec w 180stopniach przez 20 minut po czym zostawić na kolejnych 5 w wyłączonym piekarniku.

*w grafice google nie pękały; jeśli macie na to metodę, byłabym wdzięczna za rady :)

środa, 22 sierpnia 2012

Kryzysowe lody na patyku


Kryzysowe bo kosztują niewiele. Bo sprawdzą się, kiedy napada nas latem kryzys w diecie. I jeszcze dlatego, że ich główny składnik pochodzi z kryzysowej szuflady (tzn. tej, gdzie trzymam składniki na okazje „robić się nie chce, ale jeść trzeba”). Kiedyś szuflada pękała w szwach, bo nie od zawsze lubiłam siedzieć w kuchni. Ale teraz stopniowo ją opróżniam - jej zawartość nie jest mi już potrzebna, trzeba zrobić porządek, a najbardziej bo (miejmy nadzieję) szykuje mi się przeprowadzka, a chciałabym się przeprowadzać z jak najmniejszą ilością tobołków. Tak więc do dzieła. (pomysł: własny :)

składniki (4 sztuki)
galaretka owocowa (u mnie truskawkowa)
wrzątek – w ilości mniej więcej 3/5 tej wskazanej na opakowaniu (u mnie powinno być 0,5l, więc użyłam 0,3l)
patyczki do lodów – kryzysowo użyłam plastykowych widełek

Galaretkę zalać wrzątkiem, mieszać aż się rozpuści, odstawić do wystygnięcia. Przygotować naczynie (u mnie keksówka o długości 26cm): lekko nawilżyć wodą dno i boki* a następnie wyłożyć folią spożywczą. Wystudzoną galaretkę przelać do keksówki a wstawić do lodówki. Kiedy całkowicie stężeje, wyciągnąć ostrożnie z naczynia i pociąć na równe części. W każdą wbić patyczki do lodów (chociaż widełki sprawdzają się świetnie). Układać na płaskim naczyniu – najlepiej również wyłożonym folią spożywczą. Wrzucić do zamrażalnika na przynajmniej 5-6 godzin.**

*ułatwia to wykładanie folią spożywczą, która dzięki temu ładnie przylega
**Na powierzchni utworzy się lodowa „skorupka”, która wygląda dosyć ciekawie, ale pozbyłam się jej polewając loda przez moment ciepłą wodą


wtorek, 21 sierpnia 2012

Dziurka z ciastkiem


... czyli mini pączki hiszpańskie zamiast Hiszpanii. Jak już pisałam, wypad tam właśnie – zaplanowany z detalami (między innymi gastronomicznymi) już kilka miesięcy temu – przepadł i trochę było smuteczków, ale przeszły. Postanowiłam sobie odbić pączkami hiszpańskimi (wiedeńskimi?). Ostatecznie nie doczytałam i nie dopatrzyłam, rezultatem jest krzyżówka churros z pączkiem hiszpańskim, ale smakuje i pachnie jak trzeba :) Przepis znalazłam tu.

składniki (ok 20 sztuk o średnicy 6cm)
ciastka
100g mąki pszennej
50g masła
0,5 szklanki wody
2 jaja (w temperaturze pokojowej)
szczypta soli
olej słonecznikowy do smażenia
polewa
110g cukru pudru
2 łyżeczki soku z cytryny
2 łyżki gorącej wody

Wodę, masło i szczyptę soli zagotować w rondelku. Po zmniejszeniu ognia dodać przesianą mąkę i energicznie mieszać do momentu, w którym ciasto odchodzi od ścianek garnka. Odstawić do ostudzenia. Dodać jaja i miksować aż masa będzie jednolita. Ciasto przełożyć do szprycy i wyciskać krążki na papier do pieczenia. Po wyciśnięciu całości, papier porozcinać na kwadraty. Smażyć* w głębokim oleju** z dwóch stron do osiągnięcia złotego koloru (chwytamy brzeg kwadratu papieru, uważnie odwracamy go nad olejem "ciastkiem" do dołu ;). Po wyciągnięciu, kłaść na ręczniku kuchennym i odsączać z nadmiaru tłuszczu. Odstawić do wystygnięcia.
Przygotować polewę - wymieszać cukier puder, wodę i sok, po czym zanurzać w niej każdy krążek. 

*z komentarzy w linku źródłowym wnioskuję, że dobre wychodzą także z piekarnika, ale nie próbowałam :)
**olej powinien mieć 180stopni C; jeśli nie dysponujecie - jak ja - termometrem kuchennym, wystarczy wrzucić do ciepłego oleju kawałek ciasta - jeśli zawrze, można wrzucać pączki

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Słodkie dni w Lugano


No więc… takie rzeczy tylko u nas. Ciepłe kraje musieliśmy sobie odpuścić ze względów pogotowio-ratunkowo-szamańskich, nie będę się wdawała w szczegóły (chociaż byłoby ciekawie). Postanowiliśmy więc (prawie) od razu przejść do następnego punktu podróży, czyli kraj zimniejszy ale nadal ciepły. Szwajcaria. Czy właściwie tylko Szwajcarii uroczy kawałek, małe miasto przy włoskiej granicy, Lugano. Tu, po kilku godzinach jazdy samochodem, wakacje się skończyły, bo do Lugano wybraliśmy się W Interesach, stąd też relacja będzie dosyć pobieżna.

Niestety, Lugano gastronomicznie nas rozczarowało – przynajmniej jeśli chodzi o restauracje. Liczyliśmy na chociaż jedną restauracyjkę z klimatem, gdzie można zjeść coś miejscowego. Najlepiej w centrum lub jego najbliższych okolicach. Niestety – jedyne (naprawdę JEDYNE) przyzwoite miejsca, w których można było usiąść i zjeść to pizzerie i spaghetterie - dla nas chleb powszedni. Był sens wydawać 40franków (ok.130zł!) na pizzę? Nie, nie było sensu.
Tak więc kolejno wybraliśmy się:
- na kanapki do budki z kebabem, której nawet nie ma na mapie
- do stołówki w Ikei (ch Lugano Sud)
- do bardzo dobrze zakamuflowanej stołówki (ch Manor w centrum miasta)
- do meksykańskiej restauracji Dona Juarra, w której ceny zdecydowanie nie odpowiadały jakości jedzenia, wystroju i obsługi, ale byliśmy tak głodni, że doszliśmy do tego wniosku dopiero dzień później.
Ogólnie rzecz biorąc, przeciętny turysta ma bardzo małe szanse na to, by znaleźć powyższe miejsca lub nie zbankrutować (albo przynajmniej nie mieć moralnego kaca, że wydał tyle kasy na średniej jakości jedzenie). Zastanawiamy się, co można zjeść w restauracjach, znajdujących się lekko poza centrum, które u szczytu turystycznego sezonu były pozamykane…

Jak już pisałam – bardzo pobieżny opis. Ale Lugano to takie miejsce, które niezbyt często znajduje się na liście tych, które chciałoby się zwiedzić, więc uważam, że wdawanie się w szczególniejsze opisy nie ma sensu :) Piszę jedynie, by dać ogólną ideę z punktu widzenia miłośnika jedzenia „na mieście”.


Żebyście nie myśleli o Lugano brzydko, dodam, że to naprawdę bardzo ładne, spokojne (mimo wielu nieprzyzwoicie bogatych turystów) miasteczko. Ludzie są na pierwszy rzut oka przemili (ale ile można się nauczyć o ludziach w cztery dni?), na pewno przyjemnie się tam mieszka (wiele inicjatyw przeznaczonych głównie dla mieszkańców: letnia mobilna biblioteka w parku, koncerty, seanse kina letniego, degustacja piw zagranicznych, to wszystko tylko podczas naszego krótkiego pobytu tam, a długaśne listy z nadchodzącymi wydarzeniami towarzyskimi - jednorazowymi i cyklicznymi - rozwieszone były po całym mieście). Jest gdzie usiąść i na co popatrzeć (wąski bulwar spacerowy wzdłuż brzegu jeziora), można wynająć (w stosunkowo przystępnej cenie!) rowerek wodny lub łódź motorową. Można wjechać kolejką na Monte Brè (następnym razem, czas trochę nas ograniczał). Można na nią wejść o własnych nogach (opcja, którą chętnie bym wybrała, gdyby nie leń pasożytujący na Kochanku). Do tego bardzo, ale to bardzo dobrze zaopatrzone supermarkety (i nie mam tu na myśli miejscowych produktów typu czekolada czy sery, bo to oczywiste) – udało nam się zrobić tylko szybki spacer pomiędzy regałami, ale to wystarczyło, by umiejscowić szwajcarski COOP na szczycie listy najlepiej zaopatrzonych supermarketów (niestety, na moje nieszczęście włoskie widnieją na samym końcu…).


Liberty Ale - sosnowo-cytrusowe piwo ze Stanów Zjednoczonych, sączone przy okazji wyżej wspomnianej degustacji


Kawałek wystawy sklepu, obok którego okazję mieliśmy przejść jedynie 15 sierpnia (=zamknięte)


Jeden z naszych nielicznych nabytków: przepyszna czekolada mleczna z solonym karmelem


Precle – dla miłośników słonych przekąsek. Ja do nich nie należę, więc wszystkie precle minus jeden wszamał w drodze powrotnej Kochanek


 Ser <3 dojrzały Gruyèrez lekko orzechowym posmakiem

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...