Ach, smaki dzieciństwa…
dziś co prawda nie zajadam się już chałką w konfiguracji masło-ser żółty-
kiszony ogórek- keczup (nie-słodkie śniadanie? ohyda!), ale chałka sama w sobie to
jedna z moich licznych prawdziwych miłości. Nie podjęłabym się próby wykonania,
gdyby nie fakt, że we Włoszech jest absolutnie niedostępna (po prostu chyba na
zachód od Polski smaczki kultury żydowskiej nie są aż tak popularne, co dziwi i
smuci), bo o ile interesuje mnie żywo wiele gastronomicznych zagadnień, to
talent mam do co najwyżej pół procenta z nich wszystkich – do pieczywa talentu
nie mam. Ale jak już sobie sama przepowiedziałam przy pełnoziarnistej focacci
(która o dziwo wyszła mistrzowsko), że niedługo znowu coś z tej kategorii
skombinuję. I po raz pierwszy od zawsze, udało się dwa razy pod rząd!
składniki (warkocz o długości około 30cm)
12g świeżych drożdży
130ml ciepłego mleka
30g cukru
280g + 50g mąki pszennej
33g roztopionego i ostudzonego masła
1 łyżeczka soli
1 jajo + 1 jajo do obsmarowania
sezam/ kruszonka/ mak do posypania
Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku. Dodać przesianą mąkę (280g), cukier, sól, wymieszać. Jedno jajo roztrzepać widelcem, dodać do masy razem z masłem, zagniatać. W miarę wyrabiania przesiewać do masy pozostałe 50g mąki (tylko do momentu, w którym ciasto przestaje się kleić; ja dodałam tylko 40g). Zagniatać ciasto ok 10minut. Powinno być elastyczne, nie klejące. Wsadzić do wysmarowanej olejem miski, przykryć ściereczką i pozwolić mu odpocząć przez 2 godziny. Po tym czasie podzielić ciasto na 6 równych części i zrolować w wałeczki. Zapleść (np. jak tutaj*) i włożyć do naoliwionego naczynia żaroodpornego. Odstawić w ciepłe miejsce (u mnie - uchylony piekarnik nastawiony na 50stopni) na 40 minut. Drugie jajko roztrzepać z odrobiną wody, wysmarować nim warkocz, posypać sezamem (/kruszonką/makiem). Piec w 180 stopniach przez 30 minut, po czym uchylić wyłączony piekarnik i odczekać jeszcze 10. W razie potrzeby, w czasie pieczenia przykryć chałkę folią aluminiową (w razie gdyby się podejrzanie bardzo zarumieniła).
*stąd też wzięłam przepis, lekko zmodyfikowałam
To zdjęcie udowadnia, że koniecznie muszę popracować nad techniką zaplatania chałek, ale nie ukrywam, że jestem z siebie dumna mimo wszystko :)
nie ma to jak chałka z masełkiem
OdpowiedzUsuńi z miodem! <3
UsuńCiepła chałka z kruszoną posmarowana powidłami to wspaniały smak mojego dzieciństwa. :) Chciałoby się czasem powrócić do tych chwil...
OdpowiedzUsuńWygląda cudownie, splot też mi się bardzo podoba! Może jednak masz talent do pieczywa :) ?
OdpowiedzUsuńto raczej szczęście początkującego :) ale pracuję nad tym!
Usuńwyszła piękna. taka, jaka być powinna. wspaniała!
OdpowiedzUsuńpięknie wyrośnięta :D
OdpowiedzUsuńCudownie puszysta, wspomnienie dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie: chałka to dla mnie wspomnienie dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńWyszła Ci pięknie i jak cudownie wyrosła! Pozazdrościłam i będę musiała zrobić taką sama:)
Z serdecznymi pozdrowieniami,
Edith
Piękny blog!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przypadkiem i chętnie zajrzę znowu :) Przepis wygląda świetnie i mam ochotę wypróbować. Nigdy nie piekłam chałki, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz :)
Zapraszam też na mój blog www.zmiastaiztalerza.blogspot.com
Pozdrawiam :)
Chałka to chałka, nic jej nie dorówna, jeżeli chodzi o wspomnienia :-)
OdpowiedzUsuńBardzo profesjonalna ta chalka...pieknie sie prezentuje!
OdpowiedzUsuńChałka to dla mnie smak Wigilii, oczywiście z miodem:)
OdpowiedzUsuńTwoja wyrosła pięknie:)